ODCINEK 2 (w trakcie)

Z każdym kolejnym krokiem Fraisi Paradis wywoływało na mnie coraz większe wrażenie. Położone niemal u stóp gór, urokliwe miasteczko o krętych uliczkach. I to rześkie powietrze, nieskażone wielkomiejskim brudem. Chyba, paradoksalnie dzięki Margaret, odkryłam swój raj na ziemi.
Charlotte tymczasem nie przestawała mówić:
- Dowiem się wreszcie, co tam zaszło? Nie próbuj tylko się wybielać - zmrużyła powieki, chcąc sprawiać wrażenie stanowczej.
Moja cierpliwość powoli zaczynała się wyczerpywać. Irytowała mnie ta dziewczyna. Dlaczego tak bardzo zależy jej na tych informacjach? W kogo ona się bawi, tajnego detektywa?
Zacisnęłam pięści i wzięłam głęboki oddech.
- Wyjaśnijmy coś sobie, rudzielcu - wycedziłam przez zaciśnięte zęby - Nie chcę mówić o przeszłości. A przynajmniej nie teraz. Szczerze nienawidzę, gdy ktoś wchodzi z butami w moje życie. Radzę ci odpuścić, bo będziemy inaczej rozmawiać.
Przez jedną krótką chwilę wyglądała, jakby ją to dotknęło, i nawet odetchnęłam. Zbyt wcześnie.
- Proszę, proszę, paryska sierotka pokazała pazurki - Ruda zaśmiała mi się w twarz - Kim ty naprawdę jesteś, dziewczyno? Jeżeli tak traktowałaś Margaret, to nie dziwię się, że zerwała kontakt.
O nie. Tego było już za wiele. Nie licz na przychylne stosunki, fałszywcu.
- Wiesz co? - podparłam się pod boki - Wcale nie zależy mi na twojej pomocy. Szukasz tylko taniej sensacji, żeby mieć o czym plotkować ze swoimi przydupasami, którzy zapewne są tak samo puści jak ty.
- Wcale nie zabraniam ci odejść! - Charlotte niewzruszona oglądała swoje paznokcie - Mam nadzieję, że sprawiedliwość cię dosięgnie.
Zadarłam dumnie głowę i odeszłam bez słowa w stronę głównej ulicy.
Mimo że pragnęłam samotności, dziwił mnie brak zaciekawionych spojrzeń. Umówmy się, jasnopurpurowe włosy to nie jest codzienny widok. Element kamuflażu, we wszystkich serwisach widniałam jako szatynka. 
Usiadłam na ławce przy kościele. "Świetnie" pomyślałam "Nie mam pieniędzy ani dachu nad głową. Chyba lepiej byłoby umrzeć. Margaret miała rację. Jestem kretynką".
Oparłam dłonie na policzkach, poczułam spływające po moich palcach łzy.
Nie. Nie będę się nad sobą użalać. Jeszcze im wszystkim pokażę. Coś wymyślę.
Moja determinacja osłabła w jednej chwili. Kogo ja próbowałam oszukać? Pozostało mi już tylko pójście na policję, czego początkowo chciałam za wszelką cenę uniknąć. I tak nikt by mi nie uwierzył.
Mogłabym też zadzwonić do kuzynki, Suzette. Niestety, nie wiedziałam, co się z nią stało po oblężeniu Paryża. Podobno uciekła z kraju. Jej telefon milczał. Dziennikarze również nie podawali konkretnych informacji. Wspominano jedynie o brutalnym morderstwie jej rodziców na granicy francusko-szwajcarskiej. To było ostrzeżenie wysłane w moją stronę przez Margaret "Oni płacą za twoją zdradę".
Wstałam zrezygnowana z ławki, gdy nagle usłyszałam za sobą czyjś dziewczęcy głos:
- Violette? To naprawdę ty?
Drgnęłam. Mocniej zacisnęłam palce na torebce.
- Kimkolwiek jesteś, nie chcę z tobą rozmawiać - rzuciłam sucho, nie odwracając się.
- Spokojnie, chcę ci pomóc. Wiem, co się stało - odparła półszeptem.
- Nie możesz wiedzieć. Nikt nie wie - spuściłam głowę, znów popłynęło kilka łez.
- A jednak. Proszę, porozmawiajmy - nalegała.
Kolejna natrętna. Cudownie. Ale co mi pozostało?
Spojrzałam na dziewczynę. Brązowe oczy, szatynka. Ubrana dosyć klasycznie - koszula w kratę, dżinsy i trampki. Ale zaraz. Miała w sobie coś znajomego.
- Pamiętasz mnie? - uśmiechnęła się ciepło.
Szczerze? Niezbyt.
- Zajęcia teatralne. Liceum Montaigne - próbowała mnie naprowadzić.
Liceum... Piękny czas, kiedy jeszcze wszystko było normalne i harmonijne. Kiedy czułam się lubiana i potrzebna. Wolna. Rozwój artystyczny i, no właśnie, teatr. Teatr, teatr... No jasne!
- Juliette? - spytałam nieśmiało.
- Tak! - roziskrzyły jej się oczy, uściskała mnie serdecznie - Jednak pamiętasz.
- To jedna z niewielu rzeczy, które chcę pamiętać - przymknęłam oczy, włosy opadły mi na twarz.
- Koniecznie musimy porozmawiać. Zapraszam cię na kawę.
Drgnęłam.
- Niech zgadnę. Czyżby do państwa Arnaud? - przewróciłam oczami.
- Znasz ich? - zdziwiła się.
- Tak, ich córeczka zaproponowała mi pomoc. Ale chciała wiedzieć zbyt dużo na temat tego, co zaszło między mną i Margo.
- Jesteś zbyt zaciekła emocjonalnie - ułożyła dłonie na kolanach - Pogadaj z nią, jeszcze nic straconego.
Chciałam jej się odgryźć, ale spasowałam. Może miała rację? Może chociaż raz powinnam posłuchać kogoś innego, a nie działać pod wpływem impulsu? Niechętnie przystałam na jej propozycję.
Nerwowo bawiłam się paskiem torebki, podczas gdy Juliette trajkotała o wyprowadzce z Paryża tuż po egzaminach końcowych. O pogoni za marzeniami, które towarzyszyły jej jeszcze w szkolnym teatrze. A ja? Co ja osiągnęłam? Zamiast się dokształcać, ukrywałam się przed kryminalistką, która kiedyś...
- Hej, Vi, wszystko w porządku? - głos Juliette docierał do mnie gdzieś z daleka.
- Co? Tak, tak... - niedbałym ruchem przerzuciłam włosy przez ramię.
- Nie wydaje mi się - zmrużyła powieki - Mam wrażenie, że wcale mnie nie słuchasz.
Westchnęłam ciężko.
- Przepraszam, Julie. Wszystko ci wyjaśnię. Ale jeszcze nie teraz.
Nie nalegała, co mnie uspokoiło. Zawsze była baczną obserwatorką świata. Może dlatego tak łatwo przychodziło jej pisanie. Tworzyła różnego rodzaju historie - od dramatów po romanse. Jedną z nich udało nam się wystawić. Było to moje pierwsze poważne wyzwanie aktorskie, grałam tam z moim ówczesnym chłopakiem. Byliśmy tacy szczęśliwi, wydawał się ideałem. No właśnie - wydawał...
Wcale nie chciałam widzieć Charlotte. Dziewczyna ewidentnie nie wiedziała, kiedy odpuścić.

1 komentarz:

  1. Tortury, tortury i jeszcze raz tortury! Czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń